kształtów, zarysów drzew, drabinek, piaskownicy. W tym miejscu leżała tylko nieco jaśniejsza plama. Jakby ktoś w widok za oknem zanurzył wielki mikser i wymieszał go na mglistą papkę.<br>Fosforyzujące wskazówki zegara pokazywały jednocześnie górę i dół. Czekałem, aż otworzą się maleńkie drzwiczki tuż pod wzorem, który przedstawiał splot liści i kwiatów, i wychyli się z nikłej ciemności drewniany kształt w wypłowiałych kolorach. Zegar wisiał dość wysoko, przysuwaliśmy więc stoły i krzesła, próbując zajrzeć do środka. Któregoś dnia odnalazłem sekretne wejście do mechanizmu, poświeciłem latarką i zajrzałem do wnętrza. Otwierał się przede mną tajemniczy świat, którego się nawet nie domyślałem, pełen iskrzących