Typ tekstu: Książka
Autor: Dymny Wiesław
Tytuł: Opowiadania zwykłe
Rok wydania: 1997
Rok powstania: 1963
go i powiesili na samym
rynku. Poszedłem go również oglądnąć. Był bardzo zmieniony. Twarzy
zasłoniętej jakąś szmatą nie dojrzałem, zresztą mógł to być ktokolwiek.
Na miejsce zabitego Niemiaszka przyszedł inny, taki sam. Więc te konie
wybrane po kolei pętano i felczer wycinał im jądra. Było przy tym wiele
ryku i kwiku. Konie darły się jak zarzynane świnie, a chłopi klęli jak
cholera. Jedni z powodu straty konia, inni - bo ich koń kopnął przy tym
miszkowaniu.
Po południu plac był pusty. Przychodziły psy. Wiele psów szarych i
łaciatych. Wszystkie uganiały się za tymi końskimi jądrami. Gryzły się,
dopóki wszystkiego nie zjadły. Przyniosłem
go i powiesili na samym<br>rynku. Poszedłem go również oglądnąć. Był bardzo zmieniony. Twarzy<br>zasłoniętej jakąś szmatą nie dojrzałem, zresztą mógł to być ktokolwiek.<br>Na miejsce zabitego Niemiaszka przyszedł inny, taki sam. Więc te konie<br>wybrane po kolei pętano i felczer wycinał im jądra. Było przy tym wiele<br>ryku i kwiku. Konie darły się jak zarzynane świnie, a chłopi klęli jak<br>cholera. Jedni z powodu straty konia, inni - bo ich koń kopnął przy tym<br>miszkowaniu.<br> Po południu plac był pusty. Przychodziły psy. Wiele psów szarych i<br>łaciatych. Wszystkie uganiały się za tymi końskimi jądrami. Gryzły się,<br>dopóki wszystkiego nie zjadły. Przyniosłem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego