miał przesłaniać jej obrzydzenie do krecich, łachmaniarskich "prac", tak przecież szanowanych przez prelegentów, autorów i dobrze myślącą opinią. <br>Róża wspięła się na palce, szarpnęła szalem. Okazało się wszakże, że nie pluskiewkami był przybity, lecz gwoździami. Wielkimi, ordynarnymi gwoździami. Zleżała tkanina pękła i rozlała się tępo bez jedwabnego szelestu - jak przegniły łach. Róża wydała okrzyk, otarła palce o suknię, ścierpiała, jak gdyby dotknęła trupa. Przez chwilę stała - zmrożona. Niebawem jednak ochłonęła i złość rozpaliła jej na policzkach wypieki. <br>- Polskie porządki - syknęła. - Tylko w polskim domu możliwa jest taka barbaria. <br>No tak, bo w pałacu baronostwa Kiticyn Róża widziała, jak czepiec frejliny dworu