spacer pod skotłowanym niebem nie jest jej już straszny, teraz niczego się nie boi i... musiała przerwać, bo jakiś pijany czknął jej w twarz (tak, że aż ja poczułem) czystą wyborową, wiśniówką, śledziem, albańskim koniakiem, pieprzówką, rostbefem i wiązką przekleństw; zademonstrowałem, że nie zapomniałem lekcji boksu udzielanych mi z polecenia łajdackiej pamięci mojego ojca, i Wanda patrząc na skrwawionego pijaka już, już miała wrócić ze mną do domu (ta ekstaza w jej oczach), ale ja zmęczony gwałtownym wysiłkiem powiedziałem "pa, kochanie" i poszedłem ku postojowi taksówek; przypomniałem sobie o happeningu u Tęgopytka. Niestety, gdy zjawiłem się u Roberta, ludzie już się