obraz życia inżynierostwa Wiatorów, jeżeli są jakieś niedokładności (a tych nie można uniknąć przy analizie matematycznej preferującej częstotliwość występowania danej informacji), to nie są one tak istotne, by obniżały wartość poznawczą poematu. Czas teraz, bym opowiedział o drugim spotkaniu z inżynierem Henrykiem Wiatorem, spotkaniu dla mnie niespodziewanym, dramatycznym, w którym łajdackiej pamięci ojciec mój dopatrzyłby się fabuły, świętej pamięci zaś matka moja amorficzności. Trzy tygodnie po naszym poznaniu się u Tęgopytka, w niedzielę, ostry dzwonek (przeważnie był tępy) zmusił mnie do opuszczenia kwadratowego tapczanu mego ojca (jako że Wanda miała zjawić się po południu, na tapczanie owym nabierałem krzepkości) i udania