i kędzierzawe. Mama i jej zamężne siostry nosiły na głowach ortodoksyjne szajtle, a w uszach małe złote kolczyki z perełkami, drobnymi szafirami lub rubinami. Kolczyki te się nie otwierały. Dostawało się je zaraz po urodzeniu, na zawsze, razem z imieniem. W moich kolczykach tkwiło pięć maleńkich rubinów. Miałam też porcelanową lalkę o niebieskich oczach, które zamykały się i otwierały. Dał mi ją wujek Wili.<br><br>Ojciec nazywał mnie swoją księżniczką, kupował mi najdroższe słodycze i przyrzekał, że mi pokaże Paryż. Pewnego dnia, gdy przyszłam z przedszkola, ojciec słuchał radia, w którym rozlegały się krzyki, a na mnie nie zwrócił żadnej uwagi. Mama