oto zręczne klaśnięcie dłonią o dłoń przestrasza rzekomym spoliczkowaniem, oto doskoki, odskoki, lansady - beztroski ptasi trzepot.<br>Później horo.<br>Mały zrazu, większy i coraz większy łańcuch splecionych dłońmi tancerzy, ostre synkopy posuwają korowód o dwa - trzy rytmy pląsu, cofają o krok, i znowu, i znowu w rosnącym zapamiętaniu, już tańczą wszyscy, łańcuch zwinął się w spiralę, jej wewnętrzny łuk zdaje się odbywać swe poruszenia w przeciwnym kierunku niż na obwodzie, mienią się twarze, migają, wirują w nawrotach dzikiej, nieodparcie wzywającej melodii - - nie wiem, jak się włączyłem w rozpędzone koło, tańczyłem, widziałem profil Mary, jej ciemny rumieniec i rozchylone usta, nasze ręce trwały