tajemnice. Ty, gdzie osiadłeś, zaraz miejsce zagrzałeś; mnie zawsze ciągnęło gdzie indziej. Twój ojciec - burmistrz, dziad - hreczkosiej: a moi - wygnańcy, tułacze i z legionu obcego żołnierze. My z tobą nie para. Rozumiem i pretensji nie mam. O, to ważne, widzisz! Nareszcie, nareszcie, nie mam do ciebie pretensji! <br>Zakrztusiła się, szarpnęła łańcuszek. <br>- Jakież tu rachunki być mogą, jeżeli pretensji już nie ma? <br>- Milczał, z trudem za Róży wartką mową nadążając. Oczy utkwił w jej ustach, białe niemal ze starości, poważne. Nie przeczył i nie przerywał wcale - chłonął. Kiedy zahamowała się jej swada, milczał dalej, jak gdyby zasłuchany w ciszę. Wreszcie, nie zdejmując