Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Metropol
Nr: 02.20
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2001
ku Giełdzie. Sprzedaje - zapewne - szyby naftowe w Kuwejcie lub kopalnie złota w RPA. Bo przecież nie dwadzieścia paczek pampersów czy snickersów zmusza go do karkołomnych jednoręcznych wyczynów automobilowych i telefonicznych?
Komóra nie jest już znakiem kapitalistyczno-rynkowej nobilitacji, jak parę lat temu, gdy sama bateria była wielkości sakwojażu. Przeciwnie - zminiaturyzowana, ledwie widoczna, generuje tragedie. W środkach komunikacji - gdy zadzwoni - widzimy histeryczny ruch prawie wszystkich pasażerów. Zapchleni, drapią się jak łajdak nocny, mój Kot Dachowy? To nie pchły, a gorączkowe szukanie aparatu. Czyj? Nie mój? Kieszeń garsonki? Torebka? Boże, gdzie?
Boże, kto? Dziecku coś? Nie wzięło drugiego śniadania? Mąż stracił pracę? Kochanek został
ku Giełdzie. Sprzedaje - zapewne - szyby naftowe w Kuwejcie lub kopalnie złota w RPA. Bo przecież nie dwadzieścia paczek pampersów czy snickersów zmusza go do karkołomnych jednoręcznych wyczynów automobilowych i telefonicznych?<br>&lt;orig&gt;Komóra&lt;/&gt; nie jest już znakiem kapitalistyczno-rynkowej nobilitacji, jak parę lat temu, gdy sama bateria była wielkości sakwojażu. Przeciwnie - zminiaturyzowana, ledwie widoczna, generuje tragedie. W środkach komunikacji - gdy zadzwoni - widzimy histeryczny ruch prawie wszystkich pasażerów. Zapchleni, drapią się jak łajdak nocny, mój Kot Dachowy? To nie pchły, a gorączkowe szukanie aparatu. Czyj? Nie mój? Kieszeń garsonki? Torebka? Boże, gdzie?<br>Boże, kto? Dziecku coś? Nie wzięło drugiego śniadania? Mąż stracił pracę? Kochanek został
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego