lubiany, z wyjątkiem małego grona. Nie ma powodu, żebyśmy zanadto wierzyli w swoje racje. Moi wrogowie, często piszący anonimy albo strzelający zza płotu, swoje racje mieli. Po pierwsze, moje liczne skazy utrudniały windowanie mnie na piedestał, wbrew oczywistej społecznej potrzebie. Po drugie, moja przyrodzona krwiożerczość charakteru wyładowywała się nieraz w lekceważących odezwaniach się o osobach, co teraz uważam po prostu za niegrzeczność. Po trzecie, zarzut arogancji od początku mojej literackiej kariery wspierali wzgardzeni przeze mnie i odrzuceni, których obecność była dla mnie moralnym problemem. Pomyślmy, jak ogromna liczba ludzi staje w szranki pisząc, malując, rzeźbiąc. Wyczucie hierarchii zabrania nam chwalić wyniki