z niedowierzaniem po świecie.<br>W okolicach Promna złapał ich szybki deszcz, zabębnił po dachu forda i poleciał dalej, pozostawiając po sobie zapach świeżości, zmieszany z aromatem sosnowej żywicy. Las płynął teraz po obu stronach szosy, sosny piętrzyły się wysoko ponad świeżą zielenią drzew liściastych. Szosa lśniła, jechali szybko, a kłęby lekkich szarych chmur, sunących z zachodu, mknęły nad ich głowami. Małe domki, każdy niemal z krzewem pnącej róży kwitnącym na czołowej ścianie i z szafirowymi pionami ostróżek przy płocie, migały jednostajnie, żółciły się niewiarygodne połacie kwitnącego rzepaku i wszystko - rowy, łąki, pola - upstrzone było gęsto plamkami maków.<br>Konrad, początkowo jakiś naburmuszony