kusej sukienczynie, zapatrzoną w kontury dalekich domów - wtedy nie zadziwił się, nie zachwycił. Tego nareszcie, to sobie nareszcie z dawna wyobrażał, że tak któregoś ranka młodą żonę zastanie. Zagubioną w obczyźnie, wylękłą, zrozumiałą, brzydką. Westchnął, jak gdyby zdjęto zeń ciężar. Poczuł niezgłębioną czułość do mizernego stworzenia. Zamierzył o poufnościach do łez, o spokoju, o swojej opiekuńczej przewadze, o solidarności małżeńskiej - o tych wszystkich uczuciach, które by były miłością i które by w końcu oddały mu Różę naprawdę. <page nr=35><br>Wreszcie, wreszcie szedł do Róży jak najbliższego człowieka - szedł, by odpocząć po szczęściu. <br>Zbliżył się pewnym krokiem, położył rękę na ramieniu żony. Nie przestraszyła