więc w zasadzie należało ich złapać. Ale każdy łapserdak mógł w rękawie ukrywać nóż, więc nikt nie kwapił się, by pomóc strażnikom.<br>Chłopcy byli zmęczeni, biegli jednak uparcie, zacisnąwszy pięści, nie próbując nawet skręcić ku drzwiom domów stojących wzdłuż ulicy. Nikt by ich nie wpuścił. Kierowali się więc ku rynkowi, licząc, że w tłumie zgubią pościg. Jednakże i tam, na ich drodze, stali strażnicy.<br>Chłopcy wypadli zza zakrętu, zrobili jeszcze kilka kroków i wtedy grodowi ruszyli w ich stronę. Chłopcy odwrócili się błyskawicznie i popędzili z powrotem. Rzucili się w bok, do bramy, jednak w drzwiach domu stanął właściciel, trzymający w