cieniutkim, drucikiem rozpalonym do czerwoności, jakim się wyciąga duszę struchlałą z panienki sprzedanej bogatemu wdowcowi.<br> Którejś niedzieli wpadłem do izby z takim wrzaskiem, z takim drzwi trzaskaniem, z takim zapomnieniem dusznym, żem słowa przez pacierz cały nie mógł wyrzec, że je już mam, że je zdybałem.<br> Akurat tej niedzieli na lipach podworskich, rosnących koło drogi, spotkałem kilka rojów pszczelich.<br> Oblepiły one całe gałęzie, huczały jak basetle i zbierać się dały gołymi rękami, nawet bez okadzania dymem.<br> Zebrałem je też w parciane worki, powsadzałem do uli, oswoiłem, na miód się ogromny szykowałem.<br> Aliści przyszła zima okrutniejsza niż zwykle, wymroziła pszczoły, wydusiła do