powietrza falującego od świerkowych gęstwin.<br>Bał się powrotu do Paryża, nocy w opustoszałym mieszkaniu, kawiarnianych spojrzeń, niecierpliwych, zdawkowych rozmów, jakimi dawni koledzy zwykli traktować osoby niewiele znaczące w codziennych, przenoszonych z ust do ust notowaniach nazwisk.<br>Ledwo zdążył kupić bilet. Gdy wbiegał do małej poczekalni, wąż wagonów z żółtymi ślepiami lokomotywy wynurzał się już zza zakrętu.<br>Usłyszał, że ktoś go woła znajomym głosem, i zobaczył machającego ku niemu, wychylonego z okna doktora Schwinda. Wsiadł zatem do pierwszej klasy i opadł na fotel wyściełany czerwonym pluszem.<br>- Wraca pan - rzekł Schwind, sadowiąc się naprzeciwko.<br>- Nic nie rozumiem, doktorze - westchnął. - Jechałem na spotkanie z