dosięgał ciała. Nigdy, nigdy nie przyszło mu wówczas do głowy, że <br>mógłby być na ich miejscu. Teraz, przeżywając naprzód przyszłą mękę, począł <br>krzyczeć z trwogi. Zwabiony wrzaskiem nadbiegł dozorca Antonio, stary znajomy.<br>- Czego się drzesz? Już cię czarci biorą?<br>- Antonio! Wypuść mnie! Wypuść mnie!<br>- Wypuszczę cię jutro, wiesz?<br>- Szatanie, zdrajco, łotrze! Wypuść, mówię ci! Nie odchodź, Antonio! Już nie <br>będę!... Ja cię proszę! Jesteś przyjacielem. Ty nie pozwolisz mnie spalić! Chcesz, <br>zagraj ze mną... Jeśli wygram - puścisz mnie...<br>- A co będzie, jak ja wygram? Złoto ci zabrali.<br>- Nieprawda... Połowę schowałem... Oddam...<br>- Myślisz, że mi pilno być spalonym zamiast ciebie?<br>- Antonio! Braciszku