teraz bardzo wyraźnie, chyba już wyzdrowiałem, czuję się dużo lepiej, moglibyście mnie już stąd zabrać, zaprowadzić do domu, tutaj nami się nie opiekują, nikt nikim się nie zajmuje, spójrz tylko - wskazywał palcem swojego przyjaciela, prokuratora Pankiewicza, który w rozchełstanej koszuli szpitalnej, rzężący i nieogolony leżał na polowym łóżku w nogach łóżka ojca. <br>Czy chcesz, abym go ogolił? - pytałem. - Tak, Marku - odpowiadał jedną, niesparaliżowaną stroną ust. <br>Prokurator zmarł następnego dnia po zawale płucnym. Stałem oniemiały, prawie sparaliżowany jak ojciec, przy pościelonym, pustym już łóżku, na którym jeszcze wczoraj leżał Pankiewcz. Długo myślałem, że w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób przyczyniłem się do