istoty są sobie one wrogie. Tego typu poglądy, klasyczne w ubiegłym<br>stuleciu, można przeczytać w książkach i artykułach drukowanych w<br>Polsce w ostatnich latach. Nie odmawiam bynajmniej pewnej dozy<br>słuszności tym poglądom. "Pewna doza słuszności" nie oznacza, rzecz<br>jasna, że kompromisowo sądzę, iż między liberalizmem i katolicyzmem<br>"zieje niewielka przepaść" lub że "są one sobie tylko nieco wrogie",<br>ale raczej, że istnieje taki rodzaj liberalizmu, do którego stosuje się<br>ta diagnoza. Sądzę jednak zarazem, iż głosiciele takich poglądów<br>ułatwiają sobie zadanie, wybierając z bardzo złożonego i wielobarwnego<br>zjawiska interpretację skrajną i nie najbardziej reprezentatywną, ale<br>za to łatwą do "chłostania" i