włosami po pas... Już wiem, ci Węgrzy utknęli w rejonie Wielkiego Okapu, zjeżdżaliśmy wtedy z Józkiem Uznańskim. Gienek Strzeboński kierował całością, Michał Gajewski był na stanowisku zjazdowym.<br>Teraz już wszyscy wiedzą, o którą wyprawę, czy raczej jak się tu mówi, o którego Mnicha chodzi.<br>- Cały dzień ślęczeliśmy na zmianę przy lunecie - opowiadają Franek i Zbyszek - jakiś zespół bardzo wolno wspinał się na Mnicha, nie wiedzieliśmy, kim są ci dwaj taternicy, nie wpisali się do "Książki wyjść". Poruszali się wyjątkowo niemrawo, aż w końcu prowadzący znieruchomiał powyżej Wielkiego Okapu na dobre kilkadziesiąt minut. Sytuacja była niejasna, powiadomiliśmy Centralę, aby bractwo nie rozeszło