w którym, jak mówią dyżurni kelnerzy, można zwariować z nudów. Słońce praży w szklany dach, na sali pusto i cicho, tylko echo dudni. Czasem prąd powietrza poruszy portierę i firanki, wzbudzi jakieś uśpione wspomnienie, czasem przejeżdżający koło "Pacyfiku" tramwaj zatrzęsie szybami bufetu <page nr=147>.<br>W południe zaglądają tu goście przejezdni, wieczór nie ma nikogo. Palmiak z rozpaczy upija się na wesoło, tańczy i śpiewa na pustej sali, czasem komponuje żałobne marsze na pogrzeb starego Pancera i "Pacyfiku". Wreszcie piętnastego lipca wyjechał z Synajem i Wargą na dwutygodniowy urlop. Gdy wrócili, zastali restaurację, kuchnię, piwnice i część kawiarni zrujnowane od podłogi do sufitu - stary