nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię: "Stać!" Sitwa Pioruna zbaraniała. Stoją. Z workami w ręku. Tu ja, tu mur, tu worki, a <orig>polikier</> gnatem macha. Piorun <orig>tropnął</> się, że nie regularna <orig>chatranka</>, tylko jeden niewinny frajer z niebieską dupą napatoczył się na ciecia, który mu drogę pokazał - i z tyłu do niego. <orig>Polikier</> pokorniutko już. "Panowie, m wy wyrabiacie? Mnie przez was mundur odbiorą. Ze służby wyrzucą, pod sąd oddadzą." W ten deseń, niech skonam