farby, pochylałam się nad nim i wchłaniałam jego zapach.<br>Początkowo nie chciałam się godzić na rozstania, najchętniej spędzałabym z nim wszystkie dnie, po kilku miesiącach jednak, podczas których wyjeżdżał i przyjeżdżał kilkakrotnie, przywykłam do tego, że odchodzi. Sama odprowadzałam go na stację, całowałam na dowidzenia i biegłam wzdłuż ruszającego pociągu machając podniesioną ręką. Wiedziałam, że za kilka dni wystarczy wspiąć się na parapet okienny, żeby zobaczyć go znowu, idącego szybko ścieżką wzdłuż ogrodu. Wiedziałam, że na mój widok przyspieszy kroku, przeskoczy furtkę i weźmie mnie na ręce.<br>- Nie wolno ci się męczyć - szeptałam - puść mnie natychmiast - i osuwałam się na ziemię