przy jedzeniu używaliśmy herbowych sztućców. Ale taki niefortunny "szlachcic", jak ja, nie śmiał polemizować z głową rodziny, Nie byłbym już zresztą w stanie odpowiadać na retoryczne pytania. Wstrząsany paroksyzmami płaczu, stałem się autentycznie "zasmarkanym", dwunastoletnim "snobem", chociaż terminu takiego jeszcze nie rozumiałem. Łkając, rzuciłem się w jedyne, sprzyjające mi, objęcia macochy w poszukiwaniu schronienia przed ojcem i ironicznymi spojrzeniami brata.<br> Alka bardzo rozbawiło moje opowiadanie, bo nie znał rodzinnych skutków mojego "wyherbienia się", jak je ładnie nazwał. Wychodziliśmy na wspólny spacer w pogodnym nastroju, kiedy, w przedpokoju, sięgnąłem po mój dekiel. Widocznie mój gość, wchodząc, nie zauważył go, bo teraz wykrzyknął