do spichrza, bo do obory wchodziło w dzień zbyt wielu ludzi. Dziedziczka dała ojcu chleba i mleka, i ciepłą chustę dla mamy, a dla mnie rękawiczki i szalik.<br>Leżeliśmy w dworskiej oborze, a w dzień pomiędzy workami w spichrzu i słuchaliśmy okrzyków parobków, głosów koni i krów, skrzypienia żurawia na majdanie i dzwonienia wiader. Wydawało się, jakby nic się nie stało. Nasz dom stał tam, gdzie przedtem, zarówno w dzień, jak i w nocy, krowy ryczały, ludzie nabierali wody przy pomocy porośniętego wiecznym mchem żurawia, zarówno dni, jak i noce były tutaj jak dawniej. Więc chyba naprawdę nic się jeszcze takiego