przez drzewa<br> Skry ogniste, powiewa,<br> Jak płonąca w dal chusta.<br><br> Ta murawa, wychmarzona z rosy, <br>Mym się oczom tak narzuca, jak dziwota,<br> Skoro jabłko, zjedzone przez osy,<br>Wskaże mi ją, dzwoniąc w ziemię, jak pięść złota.<br> Wzrok zdziwiony nią pieszczę,<br> Jakbym nie znał jej jeszcze<br> Za dni mego żywota.</><br><br><div type="poem" sex="m">* * *<br><br>O majowym poranku deszcz ciepły i przaśny<br>Trafia w liście na oślep - prawie bezhałaśny.<br>Krople, spadłe i kurzu pociągnięte błoną,<br>Podskakują na piachu i wzajem się chłoną<br>I wspólnie olbrzymiejąc, trwają same przez się,<br>Aż je ziemia powoli uszczupli i wessie.<br>Coraz mniej ich przybywa na drogi i łany.<br>Już wygładza się