i pił, i nic nie zostało ze starego pana Petrie, wesołego, mądrego, który na każdy dobry dowcip miał jeszcze lepszy, którego wszystkie kobiety obsiadały jak psy próg u rzeźnika. Wierzyc się nie chciało, że kiedyś mógł grywać w szachy i kłócić się z artystami, którzy tu przychodzili razem z ta malarka z kartoflanym nosem. No a potem zginał Henryk i pan Petrie <page nr=53> został już zupełnie sam. Nikt nie miał do niego cierpliwości, był zniszczony, ponury i coraz głupszy. Już nawet ja nie umiałam z nim porozmawiać, na niczym nie potrafił się skupić, mrużył oczy i miał taki tępy wyraz twarzy. Na