przysiadły na ławie. Pułkownikowa krzątała się, jakby była tu od zawsze. Zaczerpnęła wody z beczki i czekając, aż zawrze, obróciła się ku towarzyszkom. W części po polsku, łamiąc słowa z rosyjskimi, tłumaczyła coś o chorobie męża, jego żołądkowych przypadłościach. Na froncie niełatwo zachować dietę. "On stareńkij, panimajesz?" Zdumione słuchały zwierzeń, mało wojennych, zaskakujących. Marta pomyślała o Powstaniu. Wtedy nie było żadnych sprzyjających okazji, żeby gotować dla chorych, <br>właściwie operować rannych. Hania ściągnęła brwi, patrzyła na kobietę prawie wrogo. Wyglądała zabawnie w drelichowej bluzie z pagonami i w barwnej szmatce fartucha z falbanką. Musiała być spragniona zwyczajnej babskiej rozmowy, może zwierzeń. Zmęczona