choćby pod ziemią wszystkich, którzy go skrzywdzili, <br>i nie zaznają spokoju.<br>Przelotna ulga, jaką myśl o zemście przyniosła, posiadała krótką metę. Rozpaczliwy <br>strach powrócił. Będzie się mścił kiedyś, tymczasem jutro spalony zostanie, <br>on, Baptysta; krzywdziciele pozostaną żywi. Poczuł tęsknotę za duszą życzliwą, <br>co by się nad jego dolą użaliła. - O, mamma mia! - zawołał. Nie wiedział, skąd <br>mu przyszło na usta to dziecinne zawołanie, ani kogo w ten sposób przyzywał. <br>Jego własna matka, Ginewra, dawno umarła. Zresztą była to pijaczka, od której <br>tylko szturchańce otrzymywał, a za to, gdy postarzała, on ją bił, gdyż wykradała <br>pieniądze na wino. Jakiej matki wzywał, nie wiedział