tłumaczyłem, że musiał się omylić, że w niczym mu nie mogę pomóc, dalej wypowiadał jednostajnym głosem słowa, do których nie miał żadnego przywiązania, i mówił jakby bez nadziei, że któreś z nich może mną wstrząsnąć, poruszyć, wytrącić z obojętności. Dlatego pewno nie kontrolował mojego zachowania, nie badał, czy słucham, tylko manewrując rękami, przytrzymywał mnie, przesuwał się ze mną stale. <br>- Działo się to ze mną, działo! A co się działo! Takie głupstwo, że mi nagle dwudziestoczteroletnia żona zmarła. Co tam, głupstwo z żoną. To jest sprawa spółdzielni. <br>- Tak więc jednego razu ta żona szwedzkiego konsula prosi go, żeby wyjechali, ot tak, wieczorem