groziło wyginięcie.<br>Komendant narzekał, bo z każdym dniem spędzonym w podkabulskich okopach coraz trudniej przychodziło mu wyjaśniać żołnierzom, dlaczego właściwie nie ruszają do ataku. Jeszcze niedawno tłumaczył chłopakom, że ruszą, jak tylko Amerykanie zasypią bombami pozycje talibów, rozniosą w puch baterie dział, czołgi, bunkry, okopy. Żołnierzy bardzo to ucieszyło, bo marsz przez oczyszczone przez innych przedpole wydał im się łatwy i bezpieczny. Czekali więc cierpliwie, wiedząc, że w całym Afganistanie nie ma drugiej partyzanckiej armii, która mogłaby zdobyć stolicę i władzę. Tygodnie spędzone bezczynnie w okopach mocno jednak tę wiarę nadwerężyły. Co noc wypatrywali na niebie amerykańskich szwadronów lotniczych, które miały