urzędu pojechaliśmy na pocztę. W zakopconej sali o zakratowanych oknach, przesiąkniętej wonią klajstru, tuszu i spalonego laku, stał stół, na którym Sierkin swoją jedyną ręką przybijał stemple na listach. Ojciec usiadł obok i skrobiąc zardzewiałą stalówką napisał tekst depeszy, po czym podszedł do okienka.<br><br>Naczelnik poczty Mironowicz spojrzał ponad okulararni marszcząc skórę na łysinie, wytarł dłonią rudawe wiechcie wąsów i przywitał się z ojcem. Przez okienko wionął gorzelniany odór.<br><br>- Żałobę mam w rodzinie, Stanisławie Bernardowiczu - powiedział z westchnieniem.<br><br>- A cóż się stało?<br><br>- Pan jest na przykład, powiedzmy, Polak. Ale przy tym wiadomo: człowiek porządny, szanowany. A rodacy pańscy, można powiedzieć, carowi