na drodze, i wymarsz w ustalonym porządku. Gdyby<br>idący przodem Staszek spostrzegł coś podejrzanego, miał<br>zakaszleć, a pozostali - rozpierzchnąć się po zaroślach<br>i czekać w ukryciu na powtórne trzykrotne kaszlnięcie.<br> Szli Doliną Strążyską, potem znaleźli się na Grzybowcu,<br>skąd przez Mały Giewont dotarli do przełęczy Giewońskiej. Po<br>pięciu godzinach forsownego marszu byli na Czerwonych<br>Wierchach. wyjąwszy parę fałszywych kaszlowych alarmów,<br>zawinionych przez górskie kozice, droga przebiegała spokojnie.<br> Na Czerwonych Wierchach zrobili dłuższy postój. Rozłożyli<br>kanapki z wędliną, rozlali do kubeczków herbatę<br>z termosu, zaczęła się pogawędka.<br> Czesiek i Staszek z przerażeniem wysłuchali opowieści<br>oficerów. Wszyscy trzej, aresztowani przez gestapo, uciekli<br>w