najbliższego otoczenia. A gdy pieśń ponownie<br>rozbrzmiała, wujek Stefan, który wydawał się być najgorzej zawzięty,<br>żeby nie śpiewać, i na wujenkę Jadwinię spoglądał ze złością, jakby<br>ulegając jej skowronkowemu głosowi, też zaczął otwierać usta, choć z<br>początku tylko na niektórych słowach. A za wujkiem i dziadek, który, co<br>prawda, tylko mełł tę pieśń w wargach, a głośniej wyrzucał jedynie samo<br>"Dobry Jezu''.<br> A potem ten i ów, z bliższa, z dalsza. I tak przybywało powoli tych<br>głosów, toteż wkrótce mało kto nie śpiewał. Ten śpiew rósł, potężniał,<br>wylewał się aż gdzieś w pola, a z pól jakby powracał do konduktu ze