Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
nad czołem.
- Dostałem dziś wolny dzień. Ckni się samemu, to przyszedłem w odwiedziny, Nina Stanisławowna.
- Chcecie zaczadzieć, Samowałow, jak ostatnim razem?
- Przywyknę. Jak zdrowie?
- Ano czekam na ból głowy. Niedługo będzie pora.
- Poproście naczelnika, żeby się zgodził, to ja bym wyciął w deskach dwa okna. To małe powiększyłbym na półtora metra i zrobił drugie nowe. Wtenczas czulibyście się tu jak w parku. Już wam o tym mówiłem.
- Prosiłam, ale naczelnik powiedział, że musi się zastanowić.
- On bez zastanowienia nawet kichnąć nie potrafi.
- Mienie państwowe. Szacunku wymaga.
- No, to jechał go pies. Przepraszam za wyrażenie. Z tego widać, że się nie zgodzi
nad czołem.<br>- Dostałem dziś wolny dzień. Ckni się samemu, to przyszedłem w odwiedziny, Nina Stanisławowna.<br>- Chcecie zaczadzieć, Samowałow, jak ostatnim razem?<br>- Przywyknę. Jak zdrowie?<br>- Ano czekam na ból głowy. Niedługo będzie pora.<br>- Poproście naczelnika, żeby się zgodził, to ja bym wyciął w deskach dwa okna. To małe powiększyłbym na półtora metra i zrobił drugie nowe. Wtenczas czulibyście się tu jak w parku. Już wam o tym mówiłem.<br>- Prosiłam, ale naczelnik powiedział, że musi się zastanowić.<br>- On bez zastanowienia nawet kichnąć nie potrafi.<br>- Mienie państwowe. Szacunku wymaga.<br>- No, to jechał go pies. Przepraszam za wyrażenie. Z tego widać, że się nie zgodzi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego