jarzębinowe listki i wydymając wargi, prószyła kropelkami na białe płótno, potem poślinionym palcem sprawdzała, czy żelazko nie jest za gorące, lecz gdy - uspokojona, że materiał nie ściemniał brązowym śladem - zaczynała płynnie prowadzić żelazko po parującej bieli, każdy splot cieniutkiego płótna haftowanego w mereżkowy wzór rwał się już ku płomieniom, które miały siwym popiołem zgasić świeżość marszczeń i koronek.<br>Wachlarz podobny do białego liścia z purpurowym obrzeżem, piękny wachlarz pani Kohl spleciony z japońskiego sitowia, żarzył się już w palcach, gdy pani Kohl oparta o framugę okna przy Breitgasse 8, w zamyśleniu patrząc na dom Reimitzów po drugiej stronie ulicy, chłodziła ramiona