szron siwiał i błonki lodu ścinały kałuże. Chłodny ziąb przejął chłopa od spodu gdzieś, od kolan... Ale już, widać, wzeszło słońce, bo mgły różowić się poczęły i przerzedzać gdzieniegdzie -Poczłapał Wawrzon ku szopie i wyniósł z niej oburącz grubą wiązkę gładkich grabowych prętów, mocno przewiązanych łykiem; prościutkie były, na jedną miarę przycięte, równe. Postronkiem konopnym brzemię okręcił i westchnąwszy na plecy zarzucił: wnet ruszył przez podwórko statecznym, niespiesznym krokiem.<br>Szedł mozolnie stąpając, skrajem piaszczystej drogi.<br>Strzeszyska zgarbionych chałup czerniały po obu stronach, gęsto a bezładnie rozrzucone. Już się wśród nich budziło codzienne, zwykłe życie, ludzkimi i bydlęcymi głosami gadające. Ospale snuły