Istvan siedział zamyślony, czuł w pulsowaniu krwi znużenie długą jazdą, wymagającą skupienia i uwagi. Gdy przymknął powieki, majaczyły pomarańczowe urwiska w ostrym słońcu, niebieskie cienie i popielate cierniste chaszcze na stokach gór, prawie czarne kawony, z których woda spływa, jakby skórkę powleczono woskiem, piersi Margit jasne, ledwie muśnięte opalenizną w migotach płytkiej strugi.<br>- Myślisz o tym, co nas czeka w Delhi? - szepnęła niewidoczna pod dropiatą siatką, jakby ukryta w koronie drzewa.<br>- Nie. Jestem spokojny.<br>- A Budapeszt?<br>- Dużo bym dał, żeby wiedzieć, co się tam dzieje naprawdę. Cisza jak na cmentarzu. Wszyscy chcą zapomnieć o tym, co było.<br>- Znowu demonstracje pod Komitetem