jak gdyby czekał na pytania albo komentarz. Nie doczekał się.<br>- Nie mam innego wyjścia - dokończył - jak się was trzymać. Będę musiał wam towarzyszyć. Licząc, że kiedyś powtórzy się to, co któremuś z was - lub obu wam - udało się przypadkowo osiągnąć w klasztornej kaplicy.<br>Reynevan niespokojnie spojrzał na Szarleja, ale demeryt milczał. Milczał długo, poprawiając okład z liści babki, który Reynevan przyłożył mu na podrapany i pokąsany kark. <br>- Cóż - powiedział wreszcie - jestem twym dłużnikiem. Pomijając wątpliwości, których rozwiać, kumotrze, nie do końca ci się powiodło, jeśli chcesz nam towarzyszyć w wędrówce, nie oponuję. Kim jesteś, pal diabli. Ale umiałeś udowodnić, że w drodze