Całe teatralne universum zamienia się oto pod ręką Miśkiewicza w poletko doświadczalne bohatera - nieżyciowego nadwrażliwca, egzaltowanego artysty. Żebraka próbującego oszukać własną kondycję, nędzarza z pańskim gestem. Szurniętego, który potrafi zdobyte cudem pieniądze rozdać, gwoli podreperowania samopoczucia, zadziwionym bliźnim; <orig>ambicjonera</> i <orig>kompleksiarza</> jednocześnie. Szaleńca z falującym od wielodniowego niejedzenia mózgiem, wariata miotanego sprzecznymi emocjami z jednej skrajności w drugą. Aliści przy tym wszystkim jednocześnie człowieka instynktownie usiłującego żyć w zgodzie z samym sobą: z kapryśnym rytmem pisarskich natchnień, z naiwnie patetycznym celebrowaniem godności osobistej, z odruchami niezgody na zło, z wyidealizowanymi rojeniami miłosnymi. Epizody, których doświadcza, są projekcją stanów jego duszy, wewnętrznej