dorodny syn jakiegoś dziadźki atamana, na wiernej służbie u carycy.<br>Spojrzał spode łba i wyburczał, żebym się stąd zabierał, bo zostaję przeniesiony gdzie indziej, jest ukaz.<br>Nie śmiałem pytać - dokąd?, lecz chciałem zabrać ze sobą jedyną rzecz, jaka do mnie należała, list od żony i córki schowany pod poduszką.<br>Więc mitrężyłem siedząc na łóżku i rozglądając się po do znajomej celi, gdzie tkwili w pętach moi towarzysze, jakbym chciał z nimi się pożegnać: skrzypek, marynarz, płowy wyrostek, karzeł bez ręki, mój dostojny Rozmówca, który drzemie w samo południe, oraz ten nieszczęśnik prześladowany przez pająki, a ukradkiem za plecami szukam swoich listów