upokorzony zależnością od humorów kuzyna. Jego córka, którą niedawno sprowadził ze szpitala w Grodzisku, mieszkała w gościnnym skrzydle na piętrze, wspólnie z uciekinierką warszawską, starszą już osobą, także znajomą dziedzica. Z trudem wdrapywała się i schodziła z krętych drewnianych schodów, głośno stukając kulami. Było to ostrzyżone "na chłopaka" stworzenie, bardzo mizerne, o błędnym wzroku. Mała Surmówna odzywała się rzadko, wodziła zdumionymi oczami od jednej twarzy do drugiej, jakby dotąd jeszcze nie mogła pojąć, skąd się wzięła w Maleniu i co to za ludzie jedzą obok niej kwaśne mleko lub zacierkę. Na poczesnym miejscu królowała pani Reidernowa, głośna, autorytatywna. Miała nienaturalnie zarumienione