tuż przed nią, instruuje oświetleniowca trzymającego specjalne lampy, żeby zdjęcia dobrze wyszły. Jadą, ale konie idą ospale. <br> Reżyser prosi, by powtórzyć ujęcie, to ma być radosna sanna, a nie żałobny marsz. Ruszają znowu, zabytkowe sanie skrzypią, lecz kamery poszły i nikt na nie nie zwraca uwagi, woźnice zacinają konie, zaprzęgi mkną przez las, potem fruuuu... przez szosę między autobusami, znów do lasu. Aktorka pamięta tylko jakiś trzask, wywrócone sanie i uderzenie głową w brzózkę. Po chwili dotarł do niej głos wystraszonego Treli: Anka, chcesz koniaku? - Teraz nie mam czasu. Wszyscy drętwieją, jest gorzej, niż myśleli.<br> Przewożą ją do pobliskiej restauracji Pod