przerażony. Oto trafił do najgorszego ze swych koszmarów. Oto jego deliryczne niemal rojenia stawały się rzeczywistością - co prawda inną, nie tą, w której się urodził, lecz nie mniej przez to prawdziwą. Robotami jesteśmy, mawiał Lopez, robotami, których programu nikt nie zna - bo nie wierzył w Boga. Nie wpajano weń od młodości, od dzieciństwa, prawd nieudowadnialnych a świętych, kiedy więc nadszedł czas odpowiedzi, rzekł: "Nie wierzę, że Bóg jest, bo nie wierzę - wiara to uczucie spontaniczne, nie wymuszę jej w sobie. Nie wierzę, co więcej: nie wydaje mi się prawdopodobne istnienie Boga". Lopez sam sobie wyznaczał granice racjonalności. Jego wszechświat był maszyną