wielkiej fali serdeczności. Nie widział jej twarzy, natomiast twarze stojących z boku starych Żagiełtowskich, wpatrzone w triumf "staruchy" - jak słoneczniki - ukazywały każdemu pogodne, swojskie szczęście. Cały ów tłum, taki ciepły to byli krewni i przyjaciele. Swoi ludzie. Plotkarze, zazdrośnicy, niedołęgi, sprytne bestie i surowe pały, <orig>rozkosznice</>, tercjarki, szlachetne, piękne dziewczyny, młodzi zapaleńcy, idiotki i karierowicze. Ale w tej wybranej godzinie nikt nie plotkował, nie szachrował, nikt nie złorzeczył, nie plótł byle czego. Wszyscy życzyli dobrze, wszyscy - przy grzmocie organów, pod ciężką ręką wspólnego Boga - wielbili w zwycięstwie Jadwigi zwycięstwo własnego klanu. <br>Władyś odczuł ukłucie w sercu... Gdzie matka? Gdzie ojciec? Potrącił