sama.<br>I teraz, po kilku tygodniach jałowej szarpaniny, poszedłem z Czasem na kompromis. Po prostu patrzę, jak umieram. Ale nie umieram, wciąż żyję, choć w zasadzie ten dziwny eksperyment staje się w coraz większym stopniu jedynym celem, jedynym uzasadnieniem życia. A więc patrzę jak umieram, wciąż żyjąc, każdego dnia troszkę mniej. Czuję się dobrze, nic mi specjalnie nie dolega, w każdym razie nie więcej niż tych kilka miesięcy wcześniej, gdy jeszcze łudziłem się, że cel mojego Czasu będzie inny. Nie mam wiele pieniędzy, ale też i moje potrzeby są minimalne, więc konieczność dodatkowego zarobku nie stanowi żadnego bodźca, motywującego do działania. Wyjazdy