mną do Janka Lityńskiego. Była chyba 2230, gdy wysadziłem go przy placu Konstytucji. Po drodze sprawdzaliśmy, czy ma obstawę, ale o dziwo, Jacek nie był pilnowany. Przez całą drogę cieszył się z gdańskiego strajku, z jego akcentu politycznego, z nowej jakości narastającego ruchu. Mnie entuzjazm się nie udzielił. Bałem się możliwych, groźnych dla społeczeństwa i opozycji skutków konfrontacji z władzą, bo ku temu szło. Rolę opozycji widziałem raczej w pracy organicznej, a nie w działaniach mogących zdestabilizować ustrój. Opozycja powinna istnieć jako formacja nieoficjalna, trudna do zniszczenia, odkłamująca historię, wpływająca na świadomość ludzi, atakująca błędy władz, pobudzająca presję społeczną. Nie powinna