wóz. Olbrzymi Pałac Kancelarii rzucał cień na plac. Wbiegłem do bramy, po czym w lewo po wielkich stopniach, podestach, korytarzach i stopniowo zwężających <page nr=201> się schodach na znajome sobie trzecie piętro. W poczekalni ten sam woźny. W sekretariacie ten sam niewysoki, młody ksiądz przy zawalonym aktami stole. Podając mu kopertę, głosem mocno zadyszanym spytałem, kiedy mogę, liczyć na odpowiedź. Nic nie odrzekł, aż dopiero wyjąwszy list z koperty i przybliżywszy do oczu krótkowidza, opatrzonych grubymi<br> szkłami, wstał i zakomunikował mi, że mogę się zgłosić po nią pojutrze.<br>- Na wszelki wypadek proszę jednak do mnie przedtem zadzwonić - rzekł. - Żeby się niepotrzebnie na ten