rzeźbiarz. A on, Adam, jest idiotą do dziesiątej <br>potęgi. Dał się zwariować. I za co? Za chleb ze <br>smalcem na kolorowym talerzu, serwetkę i gliniastą żabę, <br>rozdętą obok zielono, z wybałuszonymi oczami. Nigdy <br>więcej! Nie ma sprawy! Zapyta tylko Siwego, czemu go okłamał. <br>"Dla pięknego krajobrazu..." - powiedział.<br>Pociąg przejechał po moście z dudnieniem zwielokrotnionym <br>przez noc i ciszę.<br>Wsiąść by choć zaraz do jakiegoś pociągu i pojechać <br>dokądkolwiek. Na zawsze. Obudzić się rano daleko od Kalenia, <br>na obcej stacji, wśród obcych ludzi. Zajętych swoimi sprawami, <br>nie nim. Biegnących, rozgadanych i niepotrzebnych. Twarze białe, <br>rumiane, opalone, chude i tłuste. Pryszczate, pomarszczone, <br>nadęte