leciał dalej, wzdłuż alei Pól Elizejskich. To, co ujrzał tutaj, przekraczało już wszelkie granice prawdopodobieństwa.<br>Gdzie niegdyś niezmierzoną taflą wyślizganego asfaltu rozpościerał się plac Zgody, od Madeleine do Izby Deputowanych i od Pól Elizejskich do Tuilleryj, pod lekkim podmuchem południowego wietrzyka falował teraz łan dojrzałego zboża <page nr=290>.<br> Zboże to żęły właśnie motorowe żniwiarki, prowadzone przez barczystych ogorzałych ludzi w białych koszulach. Mężczyźni i kobiety, w takich samych lekkich ubraniach żniwiarzy, zwinnie podawali gotowe snopy na oczekujące auta ciężarowe. Gdzieniegdzie, na skraju ścierniska, odpoczywające kobiety karmiły piersią niemowlęta.<br>Dostrzegłszy nadlatujący aeroplan, żniwiarze przerwali pracę, zadzierając do góry głowy i wymachując we wzburzeniu rękoma