do wieczora, do chwili, gdy ani bat, ani kij nie potrafiły dodać zwierzętom sił. Ta praca składała się w połowie z okrucieństwa wobec zwierząt, w połowie z okrucieństwa wobec siebie. Reszta była zwykłym wysiłkiem.<br>- Jemu bat starcza na dwa dni - mówili ci, co mieli do czynienia z martwymi mechanizmami swoich motorowych pił. Ale mówili cicho. Pamiętali zimę, gdy Kościejny przeszedł sześć kilometrów boso, bo kupił nowe buty, wyrzucił stare i potem, na widok zasp, tych nowych zrobiło mu się żal. Albo tę noc, gdy znaleźli go w stajni. Był październik. Z księżyca prószył srebrny pył i chrzęścił pod stopami jak szron